Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najważniejsza trójka liderów

Piotr Bednarczyk
Jacek Gajewski chciałby, żeby w drużynie został m. in. Adrian Miedziński
Jacek Gajewski chciałby, żeby w drużynie został m. in. Adrian Miedziński Łukasz Trzeszczkowski
Rozmowa z Jackiem Gajewskim - nowym (starym) menedżerem toruńskich żużlowców.

Ciągnęło do żużla przez ostatnie cztery lata?
[break]
Przez pierwsze dwa - trzy lata, to tak średnio. W ostatnim czasie na pewno mocniej. Choć przez cały czas jakiś kontakt z żużlem jednak przecież miałem. Dość mocno udzielałem się jako ekspert w mediach, czasami miałem okazję komentować różne wydarzenia w telewizji, więc ten kontakt, choć w innym wymiarze, cały czas był. Faktycznie, od jakiegoś czasu już przebierałem trochę nogami, bo to jest mój świat, to moje środowisko. Stwierdziłem, że mogę bez żużla żyć, zagospodarować sobie jakoś czas, ale jak człowiek przez kilkadziesiąt już lat coś robił i bardzo to lubił, to czasami gdzieś tam do tego ciągnie. Z drugiej strony dobre są takie momenty przerwy, bo można wówczas nabrać dystansu, inaczej spojrzeć na niektóre rzeczy. Nieraz podziwiam osoby, które potrafią przez kilkadziesiąt lat robić w sporcie to samo. Jak rozpoczynałem pracę w Unibaksie osiem lat temu, to też miałem roczną przerwę po tym, jak przestałem być menedżerem we Włókniarzu Częstochowa.

Kończy się ośmioletnia era Unibaksu, w której przez pierwsze cztery lata uczestniczyłeś. Skończyło się na jednym złotym medalu Drużynowych Mistrzostw Polski. Trochę mało, jak na taki potencjał klubu...
Może i tak, ale to pokazuje, jak sport, a zwłaszcza żużel jest trudnym obszarem działalności. Decydują nie tylko pieniądze, nie tylko doskonała organizacja klubu. Trzeba jeszcze mieć trochę szczęścia, może więcej doświadczenia. Z tego mojego czteroletniego okresu w Unibaksie generalnie jestem zadowolony. Zwłaszcza jeśli chodzi o to, co udało się zrobić z pierwszą drużyną. Ogromny niedosyt mam tylko po 2009 roku. Wtedy byliśmy najlepszą drużyną w lidze, przegraliśmy jednak w dziwnych okolicznościach finał z Falubazem Zielona Góra. Gdzieś tam mi dotąd w głowie siedzi, że powinniśmy wtedy zdobyć ten tytuł. Rzeczą, która słabo wyszła, jest szkolenie młodzieży. Nie do końca zagospodarowaliśmy ten obszar, mam nadzieję, że teraz dużo więcej uda nam się w tym temacie zdziałać.

No właśnie, tyle pieniędzy wydano na szkółkę, stworzono znakomite warunki do treningów, a efekty są mizerne.
Gdy firma Unibax przejęła klub, wychowanków była cała masa. Na początku, jak zrobiliśmy ewidencję, to się zdziwiliśmy. Zapewne żaden inny klub w Polsce nie miał tylu wychowanków. Ale ilość nie przechodziła w jakość. Sądzę, że to kwestia stworzenia odpowiedniego systemu szkolenia, programu, konsekwencji, cierpliwości. A my wtedy przyszliśmy i dostaliśmy materiał, który nie do końca spełniał moje oczekiwania. I z biegiem czasu widać, że nikt z tej grupy nie zrobił znaczącej kariery. Mimo że nikt nie miał prawa narzekać na warunki. na sprzęt, zaplecze, opiekę mechaników. Klub stwarzał bardzo duże możliwości do rozwoju, a jednak prawie nic z tego nie wyszło. Dlatego system musi ulec zmianie, by nie produkować aż tylu zawodników, ale zrobić lepszą selekcję i inwestować w tych, w których warto.

Czy w ostatnich sezonach nie brakowało Ci w Unibaksie takich zawodników, jak Ryan Sullivan lub Wiesław Jaguś? Charakterów łatwych na pewno nie mieli, ale na torze byli prawdziwymi liderami.

Na pewno ani Ryan ani Wiesiek nie byli ludźmi, z którymi łatwo się pracowało. Czasami wymagało to cierpliwości. Nieraz te emocje, jakie panowały w drużynie, albo między nimi a mną, gdy byłem jeszcze menedżerem, były duże. Ale była to dwójka ludzi, na których w ważnych momentach można było liczyć. Potrafili w decydujących chwilach przedłożyć interes drużyny nad swoje indywidualne ambicje. Trudno mi oceniać, co było ostatnio, nie siedziałem w środku drużyny, nie wiem, jakie były relacje między zawodnikami a menedżerem czy trenerem. Z pewnością jednak ta dwójka żużlowców, o których mówimy, mimo że Ryan zmieniał kluby, była mocno związana z Toruniem. To w obecnym sporcie rzadko się zdarza. Jest to jednak ogromnie ważne, to duży kapitał. Widać to teraz na przykładzie Unii Leszno, że wychowankowie są w stanie dać drużynie od siebie trochę więcej niż ci, którzy zmieniają kluby co rok - dwa i najważniejsze są dla nich pieniądze.

W jaki sposób nawiązałeś współpracę z nowym szefem toruńskiej spółki żużlowej Przemysławem Termińskim? Znałeś go wcześniej?
Nie, nie znałem. Wiedziałem tylko od kolegów, że firma FST Termiński była jednym ze sponsorów klubu. Ostatnio, przeglądając biograficzną książkę Pera Jonssona natknąłem się na to, że ta firma pomogła przy wydrukowaniu tego wydawnictwa. Wcześniej jednak absolutnie się nie znaliśmy. Pierwszy raz spotkaliśmy się gdzieś półtora - dwa miesiące temu.

Sam do Ciebie zadzwonił, czy skontaktował się przez któregoś z Twoich znajomych?
Przez osoby trzecie. Zapewne Przemysław Termiński w momencie, gdy się decydował na przejęcie toruńskiego żużla, miał już jakieś plany. Jestem też przekonany, iż niektórzy ludzie, funkcjonujący w środowisku od lat, zaczęli mu podpowiadać, kogo można zaprosić do współpracy. Jak teraz patrzę na to z perspektywy dwóch miesięcy, ta sytuacja była trochę śmieszna - te osoby, które umawiały nas na spotkanie, chyba się obawiały mojej reakcji. Podchodziły do tego z dużym dystansem i niepewnością, jakby się spodziewały, że odmówię. Było trochę tak zwanego „czajenia się”.Umówiliśmy się jednak i tak rozpoczęła się współpraca.

Nowy prezes oficjalnie nam powiedział, że nie będzie się mieszał w sprawy sportowe. Dla Ciebie to chyba komfortowa sytuacja?

Na pewno tak. Jeżeli tak będzie, to rzeczywiście będę miał komfortowe warunki, bo mogę realizować swoje pomysły. Ale nie patrzę na to w ten sposób, że z nikim nie będę niczego konsultował, z nikim rozmawiał. Każdą decyzję staram się konsultować, tłumaczyć, dlaczego uważam, że tak będzie lepiej, a nie inaczej. Dlatego to nie jest tak, że zamknę się w sobie i nikogo nie będę słuchał. Mam nadzieję, że te zapowiadane relacje się sprawdzą w życiu, choć życie podpowiada mi to, że sport, to są duże emocje. On bardzo wciąga. Często ludzie, którzy na początku mają duży dystans, trochę nie czują się zbyt pewnie, bo brakuje im wiedzy i doświadczenia, z czasem zaczynają się dość mocno w to wszystko wciągać, angażować i wtedy nie zawsze jest tak, że obszar czysto sportowy pozostawiają tylko do dyspozycji ludzi uznawanych za fachowców.

„Pijesz” do sytuacji w Unibaksie?

Nie, po prostu tak, niestety, często jest. Nawet w tej chwili, gdy czytam gazety czy słucham radia, to najwięcej się mówi o sprawach sportowych, bo one budzą najwięcej emocji. Gdy dziś zacząłem słuchać rano radia, to pomyślałem, że ktoś już mi ustalił skład drużyny, muszę sobie tylko zapisać nazwiska i będę miał gotowy zespół. Codzienna praca związana z klubem, załatwianiem sponsorów, organizacją imprez, jest obszarem budzącym mniej emocji.

Kto w Twoim autorskim składzie, bo taki już zapewne w głowie masz, mógłby pełnić rolę lidera drużyny? Emil Sajfutdinow?
Może on, zobaczymy. Liderem człowiek nie staje się w ciągu sezonu czy dwóch. Na pozycję trzeba zapracować. Do tego trzeba mieć autorytet, charyzmę. Nie tylko element sportowy jest ważny. Trzeba mieć odpowiednie predyspozycje jeśli chodzi o charakter, psychikę. Trzeba mieć cechy przywódcy. Lider kształtuje się w trakcie dłuższego procesu, to nie jest tak, że mianuję kogoś kapitanem, a ten automatycznie zostanie liderem grupy ludzi.

Na jakim etapie są rozmowy z Sajfutdinowem?
Wstępne rozmowy już były, ale Emil miał przed sobą Indywidualne Mistrzostwa Europy i umówiliśmy się, że dopiero po ich zakończeniu siądziemy do negocjacji i zobaczymy, jak się one potoczą. Mam nadzieję, że będzie dobrze.

„Przegląd Sportowy” napisał, że Chris Holder odrzucił Waszą propozycję. To prawda?

Nie wiem, czy odrzucił. Mieliśmy jedno spotkanie, na nim był obecny również przyszły prezes klubu Przemysław Termiński. Rozmawialiśmy dość długo. Widziałem, że Chris był zadowolony, że miał możliwość poznania nowego prezesa. Australijczyk otrzymał od nas propozycję, powiedzieliśmy, żeby się zastanowił, przemyślał i jeśli będzie miał jakieś uwagi, zastrzeżenia, propozycje, to żeby nam je przedstawił podczas kolejnego spotkania. I tak to wygląda. Ani ja, ani Przemysław Termiński nie dostaliśmy od Chrisa informacji, czy ta propozycja jest dobra, czy zła, czy mu pasuje, czy nie. Może ktoś inny ma większą wiedzę.

Jak długo zamierzacie czekać?
Na pewno nie za długo. To kwestia najbliższych kilku dni. Zachowuję jednak spokój, bo mamy dopiero wrzesień, a z mojego doświadczenia nie przypominam sobie, bym tak szybko zaczynał kompletować skład. W Unibaksie praktyka wprawdzie była taka, że podpisywano kontrakty wieloletnie, nie trzeba się było co roku „boksować”, ale patrząc na inne kluby, nie ma w tej chwili powodów do niepokoju. Mamy sporo czasu. Myślę, że w ciągu dwóch - trzech tygodni sprawy kontraktów powinny nabrać przyspieszenia. Jestem zdania, że skoro nasi zawodnicy mają jeszcze różne starty, to nie będziemy im teraz mieszać w głowach kontraktami. Dostali sygnał, że nowy właściciel jest nimi zainteresowany i mogą spokojnie myśleć o zakończeniu sezonu.

Macie jakieś informacje, kiedy rozstrzygnie się sprawa Darcy’ego Warda?

Rozmawiałem z nim dwa razy w zeszłym tygodniu. Sprawa jest w toku. Jego prawnicy złożyli wyjaśnienia do międzynarodowej federacji motocyklowej, do komisji wyścigów torowych. Teraz Darcy czeka na odpowiedź, która powinna pojawić się lada moment. Może już w tym tygodniu wszystko będzie wiadomo.

Jakie masz priorytety przy kompletowaniu składu?

Najważniejsza jest trójka liderów. Patrząc na rynek zawodników, będą to najprawdopodobniej żużlowcy zagraniczni. Krajowych ciężko byłoby w tej chwili znaleźć, zresztą ich oczekiwania są większe. Jeśli zaś chodzi o zagranicznych jeźdźców, to wybór jest bogatszy, podobnie jak możliwość manewru. Na pewno bym chciał utrzymać tych liderów, którzy byli w tym roku, czyli Sajfutdinowa, Holdera i Warda. Z tym ostatnim nie wszystko zależy od żużlowca i od nas. Zobaczymy, jak wszystko się potoczy. Liczę też, że zostanie z nami Adrian Miedziński, w końcu to wychowanek, a taki zawodnik to wartość dodana. Wierzę, że Adrian będzie miał lepszy sezon od właśnie kończącego się, bo on dobrą formę prezentuje regularnie co drugi rok.

Jak myślisz, kiedy będziesz mógł powiedzieć „mam skompletowany skład”?
Jeśli chodzi o trójkę dotychczasowych liderów, to myślę, że sprawa rozstrzygnie się w ciągu miesiąca. O ile nie uda się z nimi dogadać, to sprawa się przeciągnie. Będziemy musieli ściągnąć kogoś z zewnątrz, a tu jesteśmy uzależnieni od terminów, jakie narzuca na nas regulamin. Nie wiem, ktoś się chyba powinien nad tym zastanowić, bo to, co mówi regulamin, to jest czysta fikcja. Rozmowy się toczą już w tej chwili, choć nie powinny, bo rozmawiać można tylko z wychowankami. Jeśli chodzi o nasz zespół, to mamy kapitał w postaci juniorów. Trzeba podziękować poprzednikom, że Paweł Przedpełski i Oskar Fajfer mieli wieloletnie umowy. Tegoroczne i wcześniejsze rozgrywki pokazały, że juniorzy mają ogromne znaczenie jeśli chodzi o osiąganie dobrego wyniku. Ja zawsze starałem się kompletować tak drużynę, żeby na tej pozycji juniorskiej mieć przynajmniej jednego bardzo dobrego zawodnika. Był Ząbik, Holder, później dochodzili Jensen, Ward i zawsze mieli duże znaczenie. A my teraz, z Przedpełskim i Fajferem, jesteśmy w bardzo korzystnej sytuacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska